Recenzja może zawierać spojlery z cz. 1 - Maybe someday
Ridge i Sydney próbują zacząć układać swoje wspólne życie. Wśród nich jednak nadal pojawia się była Ridge'a - Maggie. Dziewczyna wreszcie chce zacząć żyć w pełni, bez ciągłych zmartwień i nadopiekuńczego chłopaka. Nie jest to jednak takie łatwe jak mogłoby się wydawać, czy Sydney zaakceptuje obecność Maggie w ich życiu?
Mamy też drugą historię Warrena i Bridgette. Dziewczyna wydaje się kompletnie niedostępna dla otoczenia, ale może właśnie Warrenowi uda się sprawić, że na jej twarzy czasem pojawi się uśmiech?
Colleen Hoover to bez dwóch zdań jedna z moich ulubionych zagranicznych autorek. Mam wrażenie, że w pisaniu romansów naprawdę nikt nie może się z nią równać. Owszem, jest wiele innych pisarek, których książki również bardzo lubię, ale żadna jeszcze nie dorównała Hoover. Nie wiem czym takim się wyróżnia, ale jej książki zawsze trafiają prosto do mojego serca. Uwielbiam jej styl pisania, bohaterów i skomplikowane relacje które między nimi tworzy. Przed przeczytaniem "Maybe now" postanowiłam odświeżyć sobie "Maybe someday", niewiele już z niej pamiętałam, bo sięgnęłam po nią w okolicach premiery, czyli koło 2015 roku. Nie sądziłam, że ta historia nawet za drugim razem tak bardzo mnie wciągnie i poruszy. Zastanawiałam się jak Hoover wpadła na stworzenie takiej fabuły, relacji która rozdziera serce i pozostaje w głowie na długo, a wydawałoby się, że to tylko zwyczajny trójkąt miłosny, których w książkach pojawia się całe mnóstwo. Z chęcią sięgnęłam po "Maybe now" by dowiedzieć się jak potoczyły się losy bohaterów.
Choć uważam, że kontynuacja "Maybe now" nie była niezbędna to bardzo miło było wrócić do jednych z moich ulubionych bohaterów literackich. Jak już wiecie w tej części również pojawia się Maggie, jej choroba sprawia, że potrzebuje opieki. Dlatego też nie znika z życia Ridge'a i Sydney. Były chłopak oraz Warren to jedyni bliscy jakich ma. Sytuacja robi się nieco dziwna, szczególnie dla Sydney, która będzie musiała jakoś oswoić się z tą myślą. Maggie chciałaby żyć nie myśląc ciągle o swojej chorobie, dla niej utrzymywanie kontaktów z byłym i jego dziewczyną też nie będzie łatwe. Hoover postawiła swoich bohaterów w dość skomplikowanych okolicznościach i to już w pierwszej części, gdzie wydawało się, że sytuacja jest właściwie bez wyjścia. Także tym razem cała ta relacja jest wyzwaniem dla każdego z bohaterów, jak sobie poradzą? W książce mamy dodatkowo osobne opowiadanie poświęcone Bidgette i Warrenowi i ich relacji właściwie jeszcze sprzed "Maybe someday". Oboje są dość ciekawymi osobowościami. Warren to żartowniś, z kolei Bridgette wydaje się zupełnie zamkniętą w sobie i dość niesympatyczną osobą. Ich relacja jest równie ciekawa i bardzo zabawna.
Jeśli czytaliście "Maybe someday" to warto poznać dalsze losy bohaterów, "Maybe now" może nie było konieczną kontynuacją, ale osobiście cieszę się, że ją przeczytałam. Może momentami było nieco zbyt cukierkowo, ale czytało się świetnie. Mnóstwo było śmiechów, wzruszeń i emocji, taką Hoover naprawdę lubię. Z kolei, jeśli pierwsza część jeszcze przed Wami to koniecznie ją nadróbcie, myślę, że się nie zawiedziecie!
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Otwarte!