piątek, 23 lutego 2018

Remigiusz Mróz - Nieodnaleziona


Damian Werner miał piękne plany na dalsze życie wraz z Ewą. Z restauracji wyszli jako szczęśliwi narzeczeni, ale już chwile później ich drogi się rozeszły. Stali się ofiarami napaści, po której Ewa zaginęła bez śladu. Werner przez dziesięć lat nie może pogodzić się z tym co się stało. Nie może uwierzyć, kiedy przyjaciel pokazuje mu zdjęcie ukochanej na jednym z portali społecznościowych zrobione podczas koncertu. Czy to możliwe, że Ewa nadal żyje?

Chyba nie ma obecnie osoby w Polsce, która nie słyszała o książkach Remigiusza Mroza. Autor w szalonym tempie publikuje swoje nowe powieści, trudno nadążyć i być na bieżąco ze wszystkim co wyjdzie spod pióra pisarza. Czy szybkość wydawania książek przekłada się też na ich słabszą jakość? Niestety, mam wrażenie, że trochę tak, bo choć "Nieodnaleziona" jest książką, którą przeczytałam w dwa dni, co jak na moje tempo czytania jest czymś niecodziennym, to jednak nie obyło się bez pewnych potyczek. O tej książce jest w ostatnim czasie naprawdę głośno, niemal na każdym kroku się na nią natykam, dlatego z wielkim zaciekawieniem po nią sięgnęłam. Co z tego, że "starsze" książki Mroza czekają nieprzeczytane na półce, musiałam się przekonać, co takiego jest w "Nieodnalezionej", że tyle osób ją czyta. No i szybko się przekonałam, że to niesamowicie wciągająca książka, która w gruncie rzeczy "czyta się sama" i nie sposób jej odłożyć. Gdyby jeszcze za tym szła równie dopracowana fabuła, byłoby idealnie...

Fabuła nie jest zła, powiedziałabym nawet, że pomysł, na który wpadł autor jest naprawdę świetny. Niestety, mam wrażenie, że ostatecznie trochę w tym wszystkim się pogubił. Mamy sporo nieścisłości, niedopowiedzeń i chociaż zaskakujące to przekombinowane zakończenie. Fabuła naprawdę miała spory potencjał, bo poruszany w niej temat przemocy wobec kobiet jest ważny, a przy tym poruszający. Większość tej książki była naprawdę niezła, dlatego tak bardzo ubolewam nad końcówką. Te ostatnie kilkadziesiąt stron niestety według mnie bardzo obniżyło poziom tej książki. Czyta się je z takim wrażeniem jakby autor w ostatniej chwili postanowił coś zmienić i dlatego nie wyjaśnił wielu ważnych spraw. Generalnie, o ile pod koniec pierwsze zaskoczenie kto jest kim jest nawet intrygujące, to kolejne już totalnie przekombinowane. Nie chcę mówić zbyt wiele, ale naprawdę szkoda, że autor chociażby nie wyjaśnił kilku pytań, które nadal kłębią mi się w głowie po skończeniu tej książki. Mimo wszystko, nie można odmówić tej historii emocji, bo Mróz serwuje nam ich cały ogrom. Poszukiwania Ewy dostarczają niemałej dawki emocji, a przy tym przemoc domowa, opisana dość realistycznie, że czytanie o niej aż boli.

O ile po pierwszych kilkudziesięciu stronach spodziewałam się naprawdę dobrej książki, to ostatnie strony nieco tę opinię zmieniły. Ostatecznie mam dosyć mieszane uczucia, bo choć emocji nie brakowało, to jednak gdzieś tam nadal pojawiają się pytania dotyczące zakończenia. Nie zmienia to jednak faktu, że czyta się niesamowicie szybko, a biorąc pod uwagę, że wszystkie poprzednie książki w ostatnim czasie czytałam po dwa tygodnie, to przeczytanie "Nieodnalezionej" w dwa dni jest naprawdę świetnym wynikiem. Dlatego na niemoc czytelniczą zawsze będę polecać Mroza, bo choćby pewne elementy książki zgrzytały, to fabuła zawsze jest na tyle zajmująca, że nie da się od niej oderwać. Widać też, że Remigiusz Mróz nie boi się trudnych tematów pisząc o przemocy domowej. Bez wątpienia jest to ważny temat, dlatego należą się słowa uznania, że autor go poruszył. Ciekawa jestem, czym jeszcze w swoich książkach zaskoczy nas Mróz, bo jestem przekonana, że jeszcze niejednokrotnie to zrobi. Sama mam do przeczytania jeszcze niemały stosik jego książek, więc czas zacząć nadrabiać zaległości!
A Wy pamiętajcie na niemoc czytelniczą zawsze książki Mroza! Samą "Nieodnalezioną" również polecam, bo mimo wszystko to książka warta przeczytania!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Księgarni Tania Książka!

środa, 14 lutego 2018

Marieke Nijkamp - Chłopak, który bał się być sam


Uczniowie Opportunity wracają do szkoły po feriach. Wszyscy gromadzą się w auli i ze znużeniem słuchają przemówienia, wygłaszanego przez dyrektorkę, które wszyscy znają na pamięć. Kiedy nadchodzi czas by się rozejść, przy drzwiach zaczyna tworzyć się tłum. Drzwi są zamknięte. A w auli znajduje się napastnik, jeden z byłych uczniów - Tyler, wyposażony w broń. Nikt nie spodziewa się, że szkolny apel przerodzi się w masakrę.

Książki młodzieżowe mimo różnej tematyki, którą poruszają często okazują się podobne do siebie. Zwykle traktują o miłości, problemach - czasem błahych, czy marzeniach. Dlatego byłam nieźle zaskoczona gdy rozpoczęłam lekturę "Chłopaka który bał się być sam". Czułam się jakbym czytała naprawdę niezły thriller. Zaczęłam ją czytać w drodze do szkoły, w autobusie i miałam zamiar czytać tak do końca. Dawkować sobie po 20 minut lektury, ale nie wytrzymałam. Po kilkudziesięciu stronach stwierdziłam, że muszę tę książkę przeczytać do końca za jednym razem. Pochłonęła mnie całkowicie. Wywołała naprawdę mnóstwo emocji i zaskoczeń. Napięcie jest tutaj obecne niemal cały czas, nie wiadomo co przyniosą kolejne strony, a prawie każda kryje w sobie coś niespodziewanego. Strach, który odczuwają uczniowie, którzy znaleźli się w pomieszczeniu jest niemal namacalny, nie wiadomo kto będzie kolejną ofiarą.

Akcja tej książki pędzi w szaleńczym tempie, nie ma nawet chwili na wytchnienie. Zaskakujące jest to, że cała historia toczy się w ciągu niespełna godziny. Wydaje mi się to trochę naciągane, wydarzeń jest tyle, że aż trudno uwierzyć by zmieściły się w tak krótkim czasie. Może jednak to dlatego, że historia przedstawiona jest z punktu widzenia czterech bohaterów, czas wydaje się bardziej rozciągnięty. Początkowo taka narracja sprawiała, że trochę gubiłam się kto jest czyją siostrą, przyjaciółką,czy dziewczyną. Z czasem jednak doceniłam taki sposób przedstawienia tej historii, bo dzięki temu możemy poznać lepiej punkt widzenia większej liczby osób. Osoby te nie są przypadkowe, bo każda z nich ma coś wspólnego z Tylerem, jest to między innymi siostra bohatera, czy też była dziewczyna. Mam wrażenie, że najmniej potrzebna jest właśnie narracja jego byłej dziewczyny, co prawda pozwala na małe zwolnienie tempa, ale według mnie nie wnosi zbyt wiele. Myślę za to, że byłoby lepiej gdyby autorka wprowadziła narracje z punktu widzenia głównego zainteresowanego - Tylera. Na pewno pozwoliłoby to lepiej zrozumieć motywy, które nim kierowały.

Bez wątpienia mamy tutaj bardzo ciekawe kreacje bohaterów. Najbardziej intryguje Tyler, cały czas zastanawiamy się dlaczego zrobił, to co zrobił, jakie miał motywy. To jeden z tych bohaterów, gdzie na pierwszy rzut oka nie jest łatwo stwierdzić, czy to po prostu zagubiony chłopak, czy czarny charakter. W gruncie rzeczy cała ta historia na początku przypominała mi bardzo pierwsze odcinki drugiego sezonu "Belfra". Nie chcę spojlerować, ale mamy tam do czynienia z podobną sytuacją, o trochę innym rozwoju, ale jednak. W obu przypadkach nie zabrakło emocji podczas śledzenia zdarzeń. Jeśli macie ochotę na emocjonującą lekturę, nie wahajcie się, tylko sięgajcie po "Chłopaka, który bał się być sam", bo to naprawdę świetna młodzieżówka, a może nawet kryminał. Czyta się w mgnieniu oka, bo akcja pędzi w niesamowitym tempie, nie zabraknie też wzruszeń, złości, napięcia. Polecam, zdecydowanie warto przeczytać!

Za możliwość przeczytania książki i objęcia jej patronatem dziękuję Wydawnictwu Feeria Young!

Jeśli jesteście zainteresowani książka, zapraszam do wzięcia udziału w konkursach :)
Na blogu: link
Na instagramie: link

piątek, 2 lutego 2018

Agnieszka Olejnik - Cuda i cudeńka


Helena Botula przyjeżdża z małej wsi, przyzwyczajona do wzajemnej serdeczności i towarzystwa by zaopiekować się swoją babcią. Kompletnie zmienia otoczenie i czuje się samotna, bo babcia w ogóle się nie odzywa, a ludzie zachowują się zupełnie inaczej niż na wsi. Lena będzie musiała się nauczyć żyć pod jednym dachem z trudną do porozumienia babcią, co wcale nie będzie łatwe.

W tym roku udało mi się przeczytać naprawdę sporo świątecznych książek z czego bardzo się cieszę, bo mam naprawdę szerokie porównanie, a i przez dłuższy czas mogłam cieszyć się klimatem świąt. "Cuda i cudeńka" są jedną z ostatnich świątecznych książek, które przeczytałam i choć nie uważam jej za najlepszą, to bardzo przypadła mi do gustu i miło spędziłam z nią czas. Nie można jej też odmówić pewnej magii, choć tak naprawdę raczej nie przyczyniłaby się do tego, bym bardziej wczuła się w klimat świąt. Trzeba przyznać, że to naprawdę mądra i prawdziwa opowieść, napisana w lekkim stylu. Rok temu przeczytałam zupełnie inną gatunkowo książkę tej autorki - "Nieobecna", która jest dla mnie jedną z najlepszych przeczytanych w minionym roku. Mimo skrajnie różnych gatunków - literatura kobieca i kryminał - gdybym miała ocenić, w którym gatunku według mnie autorka lepiej sobie poradziła, nadal wybrałabym jako najlepszą książkę "Nieobecną". Powód? Dynamiczna i pełna zwrotów akcji fabuła całkowicie mnie kupiła. Wiem, że to coś zupełnie innego, kryminał i typowo świąteczna książka, ale jednak troszkę zabrakło mi jakichś niespodziewanych elementów.

Mimo, że może obyło się bez większych zaskoczeń, Pani Agnieszka zakończyła książkę w taki sposób, że najchętniej od razu sięgnęłoby się po kolejny tom. Znacie ten moment kiedy myślicie, że w książce już nic się nie wydarzy, a tu nagle autor jednym końcowym zdaniem Was zaskakuje i chcecie już tylko przeczytać kolejną część? Takie są właśnie "Cuda i cudeńka". Przez całość akcja toczyła się niespiesznie, ale ostatnie zdanie pozostawia w niepewności i niecierpliwym oczekiwaniu na kolejną część. Bardzo spodobały mi się kreacje bohaterów jakie stworzyła autorka. Każdy z nich ma w sobie trochę tajemniczości, ale jednocześnie wypada bardzo wiarygodnie. Główna bohaterka - Lena jest osobą niezwykle towarzyską i nie potrafi pojąć, że w większym miasteczku, do którego się przeniosła by opiekować się babcią, ludzie nie są dla siebie tak przyjaźni jak na wsi. Dlatego sama próbuje zjednać sobie każdego z sąsiadów. Prawda jest taka, że rzeczywiście często moglibyśmy być dla siebie bardziej przyjaźni. Autorka niejedną mądrość ukryła w swojej nowej książce. Ciekawa jest między innymi postać Włoszki, o której tak naprawdę wiemy niewiele, a mimo to budzi ona sympatię. Liczę na to, że w drugiej części dowiemy się o niej czegoś więcej.

Jak już wspominałam, zauważyłam, że autorzy w powieściach świątecznych stawiają głównie na historie wielowątkowe. Gdy czyta się już którąś z kolei powieść o sąsiadach z jednego bloku robi się monotonnie, ale mimo to każda z książek jest wyjątkowa i mimo podobnej koncepcji wszystkie historie są inne. Z niecierpliwością czekam na drugą część "Mansardy pod Aniołami", autorka zostawiła jeszcze sporo zagadek, więc bardzo jestem ciekawa jak się to wszystko rozwinie. A Wam mimo, że już po świętach polecam "Cuda i cudeńka", bo uważam, że to książka, którą niekoniecznie trzeba czytać w święta. Na pewno nastroi Was optymistycznie i wywoła uśmiech na twarzy!

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Księgarni Tania Książka

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka